Zgarbiony mężczyzna wyciska coś z torby w żywopłot przy chodniku za przystankiem autobusowym. Widzimy go coraz lepiej przez przednią szybę samochodu. Jadąc prawie czternaście metrów na sekundę, już po chwili usłyszałem zaniepokojoną masurianę.
Pisałam*, że przy wyborze psa kierowaliśmy się między innymi charakterem i temperamentem wzorcowego tornjaka. Mieliśmy określone oczekiwania i preferencje.
Wzorce pięknie definiują cechy określonych ras, każdy kolejny przymiotnik to obietnica wspaniałego przyjaciela, stróża bądź obrońcy. Jednak każdy z tych atrybutów może mieć inny wydźwięk w zależności od interpretacji.
Podobno spacer z psem to sama przyjemność. Bierzesz psa, smycz do ręki i wychodzisz. Pies biega radośnie, a twoje myśli szybują beztrosko w dowolnie wybranym kierunku. Sielanka? Akurat!
Spacer z tornjakiem to prawie turystyka kwalifikowana, jeżeli chodzi o przygotowanie się do wyjścia. Pewnie o tym jeszcze opowiem (UPDATE: opowiedziałam tu). Tymczasem krótka relacja video z porannego spaceru – na Mazurach zaświeciło dziś na chwilę słońce, więc zapraszam na łąkę.
Tak zwykle wygląda w filmach moment wybierania zwierzaka. Któryś ze szczeniaków, kociąt czy innych maluszków całym sobą krzyczy „weź mnie, weź mnie”. I podobnie było z nami. Był jeden, który przedzierał się przez rodzeństwo, docierał do rąk szybciej. Siłą, po grzbietach. Podstępem, dookoła. Sprytem, między nogami. Nie on jednak będzie narratorem tego wpisu.