
Czas szczepienia
autor: augustyn
06.11.2017
Wysiedliśmy pod gabinetem weterynaryjnym, a tam za bramą wielki, czarny, terier, sznaucer, bouvier? Joszko skoczył do niego z taką złością, z jaką nie spojrzał nawet na żadnego innego psa. Wdał się w typową pyskówkę przez ogrodzenie. Podniecił się mocno, więc przed wejściem do poczekalni dostał ubranko na pysk. Tak na wszelki wypadek, żeby ludzie się nie wystraszyli.
Okazało się, że nie było potrzeby, bo i tak czekałem z nim na zewnątrz. W środku były dwa krwiożercze yorki, których pańcie chyba nie do końca były pewne, że Joszko nie zrobi im krzywdy.
Kobieca ręka
Joszko wyciszył się przez pół godziny czekania, ale wyjście yorków przywróciło mu wigor i wszedł do gabinetu spiesznie, jak po garść smakołyków. I chyba nie było tak źle, bo pani weterynarz obeszła się z nim delikatnie i umiejętnie. Zniósł nawet oględziny migotki. Oko znieczulone miejscowo, ale i tak niepokojąco dziwnie wyglądało to wyciąganie trzeciej powieki pęsetą z kącika oka. A Joszko zniósł to bez jednego mrugnięcia, burknięcia, uniku.
Oględziny podniebienia też przebiegły nad wyraz sprawnie. Górne wargi zawinięte prawie na nos okazały się tylko popisówką, za którą nie poszły żadne inne zachowania. Taki odruch – patrz jakim arsenałem dysponuję, waż, co robisz.
Na koniec został wyczochrany, wygnieciony i wymiętolony, czyli dostał duży zestaw pieszczot. Pies w kondycji dobrej, futro też niczego sobie, podszerstek imponujący. I nadal smukły, ale nie chudy. Czterdzieści sześć kilogramów psa.
Komentarze
Kategorie:
