
Między piątą a szóstą
autor: augustyn
11.12.2017
Końcówka listopada ciągle bez śniegu. Chłodno i wilgotno. Deszcze, mżawki, mgły – prawdziwa angielska zima. Na Mazurach.
Przed świtem bladym
Nie ma jeszcze szóstej, wiec ciemność rozganiają latarnie i nieliczne jasne okna. Pan z Mrówki* przywiózł towar. Miło byłoby poczuć zapach świeżego chleba, ale pieczywo dojedzie trochę później.
– Dzień dobry – mówię głośno.
– Dobry – słyszę. Chyba go poniedziałek nie nastroił zbyt pozytywnie, bo zwykle odpowiada pełnymi zdaniami i wesołym głosem.
Mijamy sklep i wychodzimy za róg na chodnik wzdłuż szosy. Joszko skacze w stronę rowerzysty. Smycz jest cały czas skrócona, wiec to raptem metr, ale z dodatkowym efektem dźwiękowym robi na człowieku wrażenie.
– Oooo! – pan się zachwiał, ale nie przewrócił. Całe szczęście. Nawet z dziesięciu metrów Joszko potrafi wzbudzić respekt, strach, niepokój, przerażenie, szacunek. Taki wszechstronny jest.
Śpiewać każdy może
Idziemy dalej, w stronę lasu. Po chwili coś słyszę. Śpiew jakby. O szóstej rano?
– Lala, laaa, kochanaaa – ktoś się wydziera, udając, że śpiewa.
Dopiero teraz widzę światełko, za którym z czarnej gardzieli lasu wyłania się kolejny rowerzysta. Chyba tym „śpiewem” dodawał sobie animuszu w ciemności lasu. Zamilkł, kiedy nas zobaczył. Joszko znowu się spina. Za późno, żeby udawać, że człowieka nie ma, wiec jestem gotów na wyhamowanie skoku. Niech przynajmniej ten przejedzie spokojnie. Ludzie wstali grubo przed świtem, żeby zdążyć do pracy, nie potrzeba im dodatkowych atrakcji.
Codziennie ich widuję o tej porze. Za parę minut przejedzie facet w pomarańczowej kamizelce na studwudziestcepiątce. Parę minut po nim, w przeciwnym kierunku, lekko pod górę, będzie się wspinał jęczący skuter dosiadany przez pana ze sporą nadwagą. Twardziele. I pan i skuter.
Ludzie w drodze do pracy. Każdego dnia między piątą a szóstą.
Sąsiad z naprzeciwka też już się krząta. Choć udaje, że nie, to trochę się Joszka obawia. Od czasu, kiedy ten skoczył do niego, bo jechał rowerem. Przestraszył się, zeskoczył z roweru i zaczął nim zasłaniać. Joszkowi się spodobało. Obskakiwał go dookoła, poszczekując radośnie. Zazwyczaj go ignoruje, jednak dziś trochę się usztywnił, bo sąsiad witał się z nami, wymachując ręką, w której trzymał latarkę. Często wcześnie rano krząta się przy domu, ale po ciemku, z latarką? Uparciuch.
* Sklep nasz taki lokalny.
Komentarze
Kategorie:
