Urynowej krucjaty zwiastun

Urynowej krucjaty zwiastun

autor: augustyn

14.01.2018


Mijamy bramę, za którą zazwyczaj czeka młoda, sympatyczna suczka w typie bernardyna. Trochę na Joszka poszczekuje, kiedy jest daleko, trochę popiskuje i merda ogonem, kiedy jest blisko. Z wzajemnością.

Nie zrozumiałem początku, bo głos nadleciał z zaskoczenia i w efekcie z uszu do mózgu dotarło mniej więcej to:

– Abebu bebu mabebu bebu sikają na płot! – rozglądam się. Człowiek to, czy głos w mojej głowie? Początek zdania pasuje do głosów w mojej głowie, ale koniec już nie. Widzę jednak uchylone od góry okno, odsuniętą firankę, a za szybą panią w lekko zaawansowanej sile wieku. Uśmiecham się do niej, bo co mam zrobić? Psy się w tym czasie obwąchują przez bramę. Jak zwykle.

– Uciekaj stąd! – powiedziała „uciekaj” czy „ucieka”? Też nie dosłyszałem. Niby nieistotne, a takie niuanse mi często zagnieżdżają się w głowie i męczą później, wysiadując zbuki i wychowując wyklute z nich młode.

Odchodzimy bardzo powoli, godnie. Nikt nas nie będzie przeganiał z publicznego chodnika. Trzeba mieć swoją dumę.

Joszko sikający

Pan Chmura i Pani Jadowita

A to się parka dobrała. Jej mąż to burkliwy, ponury pan, który na pytanie masuriany, czy może podejść z Joszkiem do ich psa, odpowiedział krótkim, kategorycznym „nie”. Oba były wtedy szczeniaczkami kilkumiesięcznymi. Trudno, jego wola, jego decyzja. Nie cieszy, ale i nic w tym złego.

Ich poprzedniego psa, również bernardyna, podobno ktoś otruł. Szkoda nam było i psa i ludzi. Nadal jest nam szkoda psa, ale chyba teraz możemy się domyślać, że tchórzliwemu trucicielowi nie o psa chodziło. Tytuł z Faktu: „Niewinna ofiara braku sąsiedzkiej życzliwości?”.

Samo się pomyślało

Joszko na wiejskiej drodze

Idziemy dalej, a ja nie potrafię uwolnić się od myślenia o tej sytuacji i zamiast realnie być na spacerze z Joszkiem, to wsłuchuję się we własne myśli. A te przychodzą nieproszone, natarczywe, męczące, jak niektórzy tępawi akwizytorzy przekonani o swoim uroku nie do odparcia. Pojawiają się szeregiem riposty, które padłyby z moich ust, gdyby pani wyszła porozmawiać. W rzeczywistości pewnie by nie padły, ale i tak się pojawiają. Jak ci wspomniani akwizytorzy.

Joszko wypatrujący akwizytora

Akwizytor? Gdzie akwizytor?

– Deszcz pada, wiatr wieje, psy sikają, taka natura rzeczy jest. – stoicko.

– Deszcz pada, wiatr wieje, psy sikają na płoty. Takim Pan Bóg stworzył świat. – Tu poleciało z grubej rury.

– Przepraszam, zapomniałem dziś wziąć pojemnika i gąbki do zbierania psich siuśków.

– Proszę dzwonić po Straż Miejską, ja się tu pokręcę przy płocie, poczekam.

– Proszę wezwać rzeczoznawcę, po wyliczeniu strat pokryję koszty naprawy.

– Mój pies jest wyjątkowy, on nie sika, on podniesieniem nogi okazuje szacunek.

– On wcale nie sikał, on tylko grzmotnął kupę obok płotu. – samobójczo.

– Nie mnie doradzać, ale wydaje mi się, że takie życzliwe podejście do ludzi załatwi pani smutną, samotną śmierć na koniec pełnego żółci, złości, żalu, pretensji i roszczeń życia. – aż mi się smutno zrobiło na tę wizję.

Wracamy drugą stroną ulicy. Przyglądam się posesji, z której spłynęły dziś na mnie słowa prawdy. Murek i słupki z łupanego kamienia, pomiędzy nimi metalowe przęsła ogrodzenia. A gdzie płot?

Joszko na smyczy i woreczek

Nie wolno, to nie wolno, w majtki się nie zsikam przecież.

– Proszę pani, przecież to nie płot. – Nadleciała kolejna fikcyjna riposta. – To jest ogrodzenie, ale nie płot. Nie każdemu psu na imię Burek. A nawet nie każdy Burek to pies. Bądźmy precyzyjni. Ogrodzenie – tak, płot – nie. Pani właśnie fałszywie oskarżyła mego psa. Obaj czujemy się pomówieni. Została właśnie obrażona nasza miłość własna. Obrażona odeszła i zagroziła, że już nigdy nie wróci. Jak my teraz będziemy żyli? Skromnie i altruistycznie? Apage, Satanas!

Płot z tabliczką: tu wrzucić papierosa

To jest płot.

Na szczęście już docieramy do domu. Koniec urojeń, żyć trzeba.

Relacja

Opowiadam masurianie o całym zdarzeniu. Zamiast oczekiwanego oburzenia słyszę:

– A ja ją doskonale rozumiem.

Rozumienie zachowania to jedno, a jego akceptacja to drugie.

– Ja też ją rozumiem, ale co z tego?

I tak sobie porozmawialiśmy. Szczegółowo nie opiszę, żeby funkcjonariusze nie mieli gotowca do akt. Kiedy skończyliśmy i mogliśmy w końcu złapać oddech, to pozbieraliśmy wyrwane włosy, sprzątnęliśmy skorupy rozbitych naczyń, nakleiliśmy plastry, żeby nie lizać ran, bo to ponoć nie działa u człowieka i wróciliśmy do spokojnej rozmowy.

– Ja bym omijała ten płot.

– Może i ja bym omijał, ale z przekory chyba nie będę. – odgrażam się – Gdyby wyszła normalnie porozmawiać to oczywiście, ale w tej sytuacji, to raczej nie.

Tak między nami, to pewnie jednak będę omijał, a przynajmniej powstrzymywał Joszka przed sikaniem na to konkretne ogrodzenie. Może urządzę jakiś mały cyrk z gestykulacją i tłumaczeniem psu, jak powinien się zachowywać w tym miejscu. Kolejnym. Może trzeba zrobić mapę psich czarnych punktów? Tu nie wolno sikać, tu nie wolno wąchać, tu nie wolno szczekać, tu trzeba się skurczyć do rozmiarów pinczera, tu założyć kaganiec. To ja jestem aspołeczny, czy inni?

Joszko wśród jesiennych liści

Co? Tu też nie wolno?

Nie pójdę „na udry”, bo po co? Poza tym, jak powiedział kiedyś przyjaciel – ja nie jestem wojownikiem. Właściwie to powiedział o kimś innym, że jest wojownikiem, ale z kontekstu sobie dośpiewałem, że „w przeciwieństwie do mnie”. I racja. Nie jestem wojownikiem, ja tylko bywam upartym osłem. To prawie to samo, ale to konkretne prawie rzeczywiście robi różnicę.

Refleksja o dyskutowaniu

Niewielu z nas potrafi konstruktywnie dyskutować, rozmawiać, a nie sprzeczać, spierać, kłócić. Może przywykliśmy, może tak nas nauczono, może po prostu tacy jesteśmy? Uogólniamy, tak, jak choćby ja poniżej.

Zakładamy zazwyczaj, że jeśli ktoś nie podziela naszej opinii, to ma opinię do niej przeciwną. Nie przychodzi nam do głowy, że może być jeszcze pięć innych punktów widzenia, częściowo zbieżnych z naszym, albo całkowicie „z innej bajki”, ani przeciwnych, ani zbieżnych.

Zakładamy, że jeśli ktoś jakąś opinię wyraża, to ją podziela. A może to wyartykułowane właśnie spojrzenie na coś jest tylko po to, aby szukać zupełnie innej drogi, innej interpretacji, wyjaśnienia? Nie ma nic wspólnego z poglądami osoby, która tę opinię wyraża?

Zakładamy, że ktoś wyolbrzymiający jakiś problem, przerysowujący go, chce tylko kpić i ironizować. A może takie właśnie spojrzenie na jakiś pogląd, przerysowanie, absurdalne wyolbrzymienie czy wyśmianie, pozwala na jego falsyfikację, lub na jego potwierdzenie? Może pozwala uświadomić sobie jego niedostatki, dostrzec, że w perspektywie może prowadzić do absurdu, i że trzeba szukać czegoś innego, bądź coś zmienić?

Czy to, że negatywnie postrzegam zachowanie i roszczenia pani Jadowitej, znaczy, że je całkowicie neguję? Na jakiej podstawie można tak sądzić? Rzadko stosuję zasadę wzajemności*, dlatego nie wdałbym się z tą panią w pyskówkę, ale gdyby wyszła i kulturalnie zwróciła mi uwagę, to grzecznie bym przeprosił, pokajał się i obiecał, że to się już więcej nie powtórzy. Nie wyszła nawet, a co do kultury…

Joszko olewający


* Zasada wzajemności – taka reguła psychologiczna https://pl.wikipedia.org/wiki/Reguła_wzajemności, którą w tym kontekście można sprowadzić do przysłowia „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze


W jakiś sposób podobne: