
Ale jaja!
autor: augustyn
18.03.2018
Joszkowi zdarza się zaaferować czymś odległym, czego ja nie jestem w stanie dostrzec. Wpatruję się mocno, a wzrok mam relatywnie dobry. Okulary do czytania się nie liczą, w końcu gapimy się na skrzyżowanie jakieś trzysta metrów stąd. Stoimy ze wstrzymanymi oddechami, zastygli w napięciu. Czekamy na to, co się zdarzy. W końcu muszę nabrać powietrza, więc korzystając z okazji, na wydechu, pytam:
– I co ty tam znowu widzisz? – pies w odpowiedzi wymownie porusza nozdrzami. Aha. Po zapachu wie, że coś tam za zakrętem jest. Albo było. Albo będzie. Eee tam, przewąchało mu się. Ciągle tak ma. Słyszy, czuje, widzi nieistniejące. Nie to, co ja. Ja mam właściwie dobrane leki.
Dobra, starając się być uczciwym, to muszę przyznać, że czasami jednak ma rację. Może częściej, tylko nie mam jak tego sprawdzić. Wyższość tornjaka nad człowiekiem? W pewnym sensie. Niech będzie odmienność.
Odmienność
Wielokrotnie pisałem, że Joszko zauważa wszelkie drobne zmiany w okolicy. Drobne zmiany tylko zauważa, te większe go pobudzają. O takiej pobudzającej zmianie opowiadała masuriana po niedzielnym porannym spacerze. Porannym! Nie porannym w rozumieniu masurianowym, ale takim rzeczywiście porannym. Szósta, siódma – prawie świt o tej porze roku.
Gdybym nie zobaczył zdjęć, to nie uwierzyłbym. W końcu ostatnio unikaliśmy stada dzików, które okazały się … krowami. I tak upadł mit, że potrzebuję okularów tylko do czytania. A optyk dał się nabrać. Tak czy inaczej, my się miotamy, a Joszko tylko zafurkocze faflami, mlaśnie paszczą i wie.
I tyle go masuriana widziała. On w jedną stronę, ona w drugą z żałosnymi okrzykami na ustach – że niby się zaniepokoi i pobiegnie za nią. O naiwności! Kiedy się po dwóch sekundach obejrzała, Joszko był tam:
Australia
Joszko pognał jednego strusia wzdłuż ogrodzenia. Szans wielkich nie miał, ale dzielnie próbował kroku dotrzymać. Tam i z powrotem. Szczęściem nie do Samotnej Góry, a jedynie do zakrętu, załamania ogrodzenia. Drugi struś, z wielką grzywą piór na klacie niespecjalnie się psa obawiał. Samiec? Opierał się o siatkę, a Joszko rozsądnie nie zbliżył się w zasięg dzioba na końcu długiej szyi. Bo strusie, oprócz składania jaj potrafią uszczypnąć ponoć. Szczypania nie doświadczyłem, ale jajka owszem. Próbowałem. Marta – dzięki. Jajecznica ze strusiego jajka wydała mi się delikatniejsza niż z kurzego. Ma też jeszcze jedną dodatkową zaletę. Nie można mi wypominać, że zrobiłem jajecznicę ze zbyt wielu jaj. Jednoosobowa jajecznica z jednego jaja.
Harce na łące skończyły się na zapięciu psince smyczy i powrocie do domu na uwięzi. Spacer ten miał jeszcze kilka zwrotów akcji, ale nie zapamiętałem ich z masurianowej opowieści na tyle, żeby opisać uczciwie. Struś jako postać zdominował moją pamięć.
Postscriptum
Opowiastka niniejsza jest z drugiej ręki, więc suche fakty podlałem rosołkiem własnej wyobraźni. Taka odmiana dla wcześniejszych tekstów – siermiężnie i beznamiętnie opisujących doznawaną osobiście rzeczywistość. Robiłem, co mogłem, aby trzymać się zapamiętanych słów, które padły z ust masuriany.
Komentarze
Kategorie:
