Pies nie powie

Pies nie powie

autor: augustyn

26.06.2018


Zgarbiony mężczyzna wyciska coś z torby w żywopłot przy chodniku za przystankiem autobusowym. Widzimy go coraz lepiej przez przednią szybę samochodu. Jadąc prawie czternaście metrów na sekundę, już po chwili usłyszałem zaniepokojoną masurianę.

Odruch

– On wyrzuca psa! – kątem oka widzę, że facet faktycznie ma w rękach szczeniaczka, który przednimi łapami stoi już na trawie.

– On go stawia do sikania na trawie. – odruchowo tłumaczę zachowanie nieznajomego, tłumaczę go.

– Nie, on go wyrzuca!

Stajemy w pierwszej bocznej uliczce i szybko wyskakujemy z auta. Mężczyzny nie ma już na chodniku – wsiadł do autobusu, który właśnie podjechał, a teraz rusza w dalszą drogę. Masuriana macha do kierowcy, aby się zatrzymał. Otwierają się przednie drzwi i masuriana wbiega do środka.

– Ten pan właśnie wyrzucił psa na przystanku!

Ja łapię wystraszonego pieska i wsiadam w środkowe drzwi, które otworzył mi kierowca.
– To nie mój pies, ja go tylko głaskałem. Sam mam psa w domu.

Tak. Taki miłośnik psów. Autobus musi jechać, a my nie mamy pomysłu, co zrobić. Znowu tupet i bezczelność będzie górą.

– My wysiadamy! – woła masuriana do kierowcy, który otwiera nam drzwi. Wysiadamy, autobus powoli rusza. W otwartych jeszcze przednich drzwiach widzę zerkającego na nas kierowcę. Kłaniam mu się w biegu i krzyczę „dziękuję!”. Zachował się bardzo po ludzku. To wcale nie jest takie powszechne.

Bezradność w zderzeniu z bezczelnością jest mocno irytująca. Dopiero teraz wpadłem na to, że mogłem zrobić facetowi zdjęcie, albo chociaż udawać, że robię. Może by się wkurzył i dał sprowokować do jakichś działań, rękoczynów wobec mnie? To byłby dobry pretekst do wezwania policji, bo teraz to co? Wezwalibyśmy Straż Miejską i co dalej? Facet by się wyparł. Słowo przeciw słowu.

Ona

Psinka ma zaśliniony pyszczek, może jest chora? Może siedziała przez pół godziny w torbie i w plecaku, który miał facet. Bujała się i podskakiwała na jego plecach w ciemnościach i zaduchu. Przerażona kwiliła cichutko, ale wstrząsana przez rozdrażnionego człowieka w końcu umilkła. Instynkt samozachowawczy.
Może było inaczej. Pies nie powie.

Pies nie powie

– To suczka! – ucieszyła się masuriana. I już wiem, skąd ta radość. Poprzednia znajda* to był pies, z którym Joszko po chwilowym zauroczeniu ściął się, dając nam przedsmak zachowań na przyszłość. Dwa niekastrowane psy w domu to nie jest dobry pomysł. Ponoć da się zrobić, ale łatwe to nie jest. A teraz suczka. Malutka, chudziutka, niewiele większa niż Tosia i Lusia – yorki, które pomieszkują u nas czasami i z którymi Joszko się dobrze dogaduje.

Joszko i Irga

W domu

Suczka powoli przekonywała się do otoczenia. Chętnie łyknęła pół saszetki karmy dla kotów. Ruchliwa i ciekawa, krążyła w pobliżu, podsypiając od czasu do czasu na kolanach lub rękach masuriany. Zaślinienie znikło, czyli to raczej nie choroba, a efekt stresu związanego z tym, co działo się wcześniej. Jest czysta. Nie ma intensywnego zapachu „gniazda”. Nie jest zabiedzona. Stres odpuszcza, a efektem kupa i siku. Szkoda, że w domu, bo przez dłuższy czas hasała po ogrodzie. Cóż, szczeniaczek. Ale kupa jak u szczeniaka. Bez żadnych zdrobnień.

Irga w ogrodzie

Joszko przyjął ją bardzo łagodnie, w końcu ma doświadczenie z takimi drobinkami. Straszy ją co prawda, kiedy szczeka, odganiając niebezpieczeństwo z okolicy, ale to przecież tylko troska. Raz się wkurzył i przywołał do porządku, kiedy zaczęła się kręcić zbyt blisko jego misek. Pustych teraz, ale przecież kiedyś będą pełne!

Irga

Irga

Tak ją nazwaliśmy. Jak krzak, w którym ją porzucono.


* Poprzednie znajdy: „Rudy i nasz pies” i „Obcy„.


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze


W jakiś sposób podobne: