
Jezu, jak się cieszę
autor: augustyn
04.11.2018
Jezu, jak się cieszę
Z tych codziennych wskrzeszeń
Kiedy znowu widzę twoją twarz
Ta masurianowa parafraza trzech pierwszych wersów piosenki Lecha Janerki idealnie opisuje przebudzenia z Irgą w pobliżu. Otwierasz oko i widzisz pędzącą w twoją stronę kulkę szczęścia, która wbija się w ciebie, jakby chciała pobiec dalej, ale skoro nie może, to zaczyna się przytulać, kręcić, lizać, podgryzać delikatnie, wpychać pyszczek pod brodę, pod pachę, gdziekolwiek. A na każdą z tych czynności poświęca zaledwie ułamek sekundy. Wije się toto, próbujesz pogłaskać, a jej ruch nie ustaje. Stworzenie niby z normalnym układem kostnym, a jednak tak plastyczne, że zdaje się nieuchwytne, jak płyn jakiś, jak rtęć przelewa się przez dłonie.
Nikt nie wie, skąd u Irgi ta radość. Ona nie cieszy się z czegoś, on jest radością, ona tę radość wytwarza i rozdaje na lewo i prawo, do przodu i do tyłu. A ma jej pod dostatkiem dla nas obojga, dla Joszka i trzech kotów. Może dlatego wobec wszystkich innych ludzi jest nieufna i zdystansowana. Powiedziałbym, że wystraszona nawet.
Chuć
I tu się piesek myli, ale cicho sza, nie czas na strachy.
Joszko czasami „seksi się” nad Hanutką, choć jest wysterylizowana, jak nasze wszystkie koty. Hanutka to znosi stoicko, bo z pewnością jest najbardziej tolerancyjna ze wszystkich domowników. Nie wykluczając ludzi. Wygląda to zabawnie, bo proporcje rozmiarów są tak duże, że kot jest bardziej symbolem partnerki niż prawdziwą partnerką. Nieco inaczej podchodzi do Gieni, bo ją próbuje dopaść z zaskoczenia, gdy ta drzemie na fotelu. Kot na fotelu i obejmujący ich Joszko to proporcje już bardziej sensowne. Tylko proporcje, bo Gieńka jakoś nie ulega zalotom tornjaka. Całe szczęście, bo do kogo byłoby podobne potomstwo? Do Joszka, Gieńki czy fotela?
Nieokiełznanie
Porzuciwszy tę dygresję, w którą wpędził nas Joszko, stajemy znowu oko w oko z szatanem w psiej skórze, skórce właściwie. Nazywałem ją już diabłem, szatanem, potworem, nawiedzonym psem, neutrinem i wszystkie te określenia pasują, a wynikają z jej temperamentu. Energia ze szczęścia, szczęście w energii. Psinka wdzięczna niezmierne. Wdzięczna nie z jakiegoś powodu, czy za coś, wdzięczna w sensie urody charakteru. Dla bliskich jej stworzeń i oswojonego otoczenia.
Bystra i ostrożna, szybko nauczyła się, jak ma postępować z każdym z domowników. Na co może sobie pozwolić, kiedy powinna się usunąć z pola widzenia, kiedy uważać, kiedy i na jak długo odpuścić.
Od sesji do sesji
Irga wie, że gdy gra idzie o jedzenie Joszka, to trzeba być nieruchomym, daleko, najlepiej poza polem widzenia, albo z człowiekiem jako barykadą. Rozpoznaje, kiedy Joszko uważa, że kijek jest tylko jego i nie chce się bawić. Każdego kota traktuje inaczej, bo już przetestowała, jak daleko może się posunąć. I ustaliła, że Puszkina lepiej nie trącać, bo najszybciej używa pazurów, Hanutkę można nawet za łapy pyskiem ciągnąć, Gieńkę można czasami z zaskoczenia przeturlać, a z nami może prawie wszystko, bo jej radosne usposobienie jest tak ujmujące, że złościmy się dopiero wtedy, gdy słyszymy, że w kuchni lecą na podłogę miski kotów, bo Irga wytrenowana nie wiadomo kiedy w parkourze wdrapała się na kuchenny blat i podjada kocie żarcie. Cóż, ścigamy ją jeszcze, kiedy podkradnie coś nieodpowiedzialnie przez masurianę pozostawionego w zasięgu jej pyszczka i chowa pod łóżkiem.
Joszko się świetnie z Irgą dogadał, czy może raczej ona jest wystarczająco bystra, żeby się wpasować w ramy, które on nakreśla. Bo ramy nakreślane przez nas ma raczej w nosie, czy cholera wie gdzie, ale na pewno nie w uważaniu. Nauczyła się od Joszka? Bo uczy się od niego ewidentnie wielu zachowań. Niestety tych złych także. Naśladuje czasami aż nadgorliwie. Ludzi, których nie lubi Joszko, ona nie lubi jeszcze bardziej. Szczeka i złości się tak, że aż Joszko zamilka zdziwiony. A szczekanie ma upierdliwie piskliwe niestety. Złość ta, choć dynamicznie adekwatna do jej bezustannej prawie radości, jest na szczęście jedynie marnym promilem jej codziennych pozytywnych zachowań. Radość, radość przede wszystkim. Irga jest już u nas ponad cztery miesiące, a z masuriana nadal się dziwi: „Jak można było wyrzucić takiego pieska?”
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:
