Bliskie spotkanie trzeciego stopnia

Bliskie spotkanie trzeciego stopnia

autor: augustyn

25.01.2017


Powiadam wam. Będąc gościem, należy się odpowiednio zachować. Jako i ja czynię i swoim postępowaniem świadectwo właściwemu postępowaniu daję.

Z „Wielkiej Księgi Joszka Myśli Głębi”

Łaska Pańska…

Otóż ostatnio urokiem swoim osobistym oczarowując skoligacone rodzinnie Dziwadła, miałem okazję okazać swą wielkoduszność i wyrozumiałość. Spotkałem stworzenie – miniaturkę psa. Ciekawe, czy są też miniaturki dziwadeł? A wiem, że to pies, bo umiem czytać mowę ciała. No i szczeka toto. Waży to mniej, niż jedna moja łapa, kręci się szybciej, niż mój ogon i choć sprawny jestem i skoordynowany wybitnie, to mogłaby mi się między zębami zaplątać niepostrzeżenie. Tak na dwa kłapnięcia w sam raz by była. Bo to ona jest, suczka znaczy się, imię Tosia nosi. To pies, nie moja ofiara, zdecydowałem łaskawie. I było całkiem przyjemnie, zabawnie nawet.

Nie spełniły się na szczęście nasze ciche obawy, że Joszko potraktuje Tosię – yorka z kucykiem na głowie i pióropuszem zamiast ogona – gorzej niż nasze koty i zrobi jej krzywdę. Był ostrożny, lekko wycofany jakby, ale angażował się w zabawę, reagował na zaczepki. Wąchał ją, szturchał nosem, podgryzał delikatnie, straszył niespodziewanymi ruchami. A Tosia skakała mu do pyska na początku, ale zrezygnowała, bo za daleko chyba było, więc doskakiwała do łap. Na co Joszko zabierał je najszybciej, jak potrafił – za wolno – przegrywał w te psi-łapci. Dali wszystkim sporo radości, a nam zdjęli ten kamuszek z serca, że będzie problem, kiedy Tosia trafi do nas na kilkudniowy urlop. Jutro.

Łaska Pańska na pstrym koniu jeździ

Mam towarzyszkę zabaw! Pokażę jej, jak się należy u mnie bawić. Jest mniejsza od moich kotów i nie potrafi na blat wskoczyć, więc będę ostrożniejszy. Żeby jej nie zepsuć, tak od razu. Jakaś ostrożniejsza i bardziej strachliwa jest, może ją onieśmielam swobodą na własnym terytorium. A łazi za mną, bo ciekawska jest.

Joszko i Tosia

Joszko jest bardziej aktywny w domu. Kiedy jest zbyt namolny i niedelikatny, Tosia mu się odgryza lekko. Chyba go to bawi, bo szturcha ją wtedy nosem, jakby prowokując i zabiera go, kiedy Tosia kłapie pyszczkiem. Wtedy powtarza to z innej strony. Zalety bycia relatywnie wieeeelkim. Spodziewaliśmy się, że drobny, ruchliwy piesek wymęczy Joszka, ale nie wygląda na to. On jest bardziej aktywny, a Tosia na kilka sposobów radzi sobie z jego niezdarnością i natarczywością. Odskakuje albo kładzie na grzbiecie, albo odgryza się, albo ucieka na schody – Joszko nie wchodzi na schody, gdzie koty też się często ewakuują. Albo popiskuje – Joszko przestaje. Na chwilę. Zrozumienie między psami jest znacznie większe niż międzygatunkowe.

Tosia czasami ucieka do Dziwadeł, wtedy ja jestem ciekawski – może coś jej do jedzenia dadzą? Trzeba być w pogotowiu.
Istnieje też możliwość, że ona nie jest tak całkiem psem. Włazi do kuchni, je ze zwierzydłami, wspina się po fotelach, wyleguje na oparciu kanapy. Może należałoby zweryfikować jej przodków? Może któryś jej antenat, zamiast szczekać, miauczał? Bo to, czy był w Wehrmachcie, chyba nieważne jest. Od czego zacząć? Zna ktoś telefon do IPNu? Nieee, to chyba niewłaściwe miejsce, pełne wilków, lisów i innych psowatych. A nie wszystkie psowate są tak miłe, jak my – psy, hien – choć te na to nie wyglądają – to nawet lwy się boją.

Mój dom – moje zasady

Małe wyzwanie, pierwsze z wielu, które nas czekają. Karmienie Joszka. Tosia jest malutka, ale z punktu widzenia Pana J. to może być gigantyczne zagrożenie dla zawartości miski. A ona, ciekawska, kręci się przy nogach. Jego i naszych.

Yes, yes, yes! Micha! I oto kłusem, stępem, inochodem, przepięknie, grzecznie płynę przy Dziwadle Od Karmienia. To zawsze działa.

– Czekaj.

Czekam. Siadam, patrzę w górę, na twarz Dziwadła. Miska ląduje w stojaku. A ja wytrzymuję, czekam.
– OK, proszę. – słyszę i już mam pysk w misce! Jakie to proste i trudne zarazem. Wymaga wielkiego hartu ducha. Zadanie na teraz: spieszyć się i nie tracić czujności. Pochłaniam zawartość miski, ale mam oko na to, co się dzieje dookoła. Wszyscy dybią na moje jedzenie. Jest! Wrrrghgghr! Uciekaj!

Micha

– Nie wolno! Zostaw! – wrzeszczą, jak zwykle, a ja już i tak zażegnałem zagrożenie – zwierzydło czmychnęło i mogę kończyć posiłek.

Dobrze, że zamknęliśmy Tosię w kuchni, nie wiadomo, czy wiedziałaby, gdzie uciekać. I czy zdążyłaby. A może nie byłoby tak strasznie. Lepiej jednak nie ryzykować. Joszko, nawet niechcący, nadeptując na nią, mógłby …

*

Rozmiar

Między posiłkami jest spokojnie. Jestem gościnny – tak wypada. Tosia nie jest namolna, ja jestem wyrozumiały dla jej kocich odchyleń. Miło i przyjemnie. Ja czuwam, jak zawsze, Tosia podsypia chyba gdzieś w kuchni. Wybaczam, że tam. Mam niezmierzone pokłady wyrozumiałości. Pojawia się Dziwadło z czymś w ręce. Smakołyk! Wrrrgrhhghhh! Precz od mego smakołyka!

Tyle zamieszania, a to tylko kawałek suchego chleba. Jedzenie to dla Joszka świętość.

Zaprawdę powiadam wam: z jedzenia się nie żartuje. Nie bierzcie i nie jedzcie z mojej miski. Nawet na nią nie patrzcie, gdy jest pełna. Na pustą lepiej też nie. Dający będą nagrodzeni, patrzący mogą zostać ukarani.

Z „Wielkiej Księgi Joszka Myśli Głębi”


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze
Komentarze archiwalne:
Komentarze archiwalne z wordpressowego bloga


W jakiś sposób podobne: