
Z Joszkiem w tle
autor: augustyn
29.01.2017
Wieczorny przedspacer. To taki spacer funkcjonalny, żeby Tosia, która ma miniaturowy, proporcjonalnie do swojej wielkości, właściwie małości, pęcherz mogła się wypróżnić w ogrodzie. Śniegu już tylko resztki, ale dzięki światłom w oknach naszego i okolicznych domów da się iść, nie wdeptując w rabaty i inne organiczne niespodzianki, które można spotkać w naszym ogrodzie.
Cienie w ogrodzie
Tosia bryka radośnie, na szczęście po ciemku nie robi galopad, które ma swoim repertuarze radości z wolności. Mogłaby się skaleczyć, słabo zna teren. Ja znam lepiej i widzę kątem oka, że zza szpaleru tuj sąsiadów zbliża się jakiś niewielki cień. Odrobina więcej światła i rozpoznaję Puszkina. Dostojnie podchodzi i ociera mi się o nogi. Głaszczę go po grzbiecie, przeciągając ruch ręki na ogon. Później po boku, drugim, po policzku – kot płynnie się zgrywa z moją dłonią. Od czasu pojawienia się Joszka koty nie mają lekko, więc kiedy jest okazja, staram się im to choć trochę rekompensować.
Tosia go dostrzegła, ale trzyma się na dystans. Bardzo dobrze. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się zachowają, więc tak jest lepiej. Tosia robi kontrolę krzaczków przy ogrodzeniu, węszy w trawie, która, choć ścięta na zimę chowa jej pyszczek aż po oczy. Puszkin został krok z tyłu, zaczaił się za drzewem. Na ugiętych nogach, z opuszczoną lekko głową i sterczącymi uszami czeka. Nie widzi yorka, ale słyszy. Zaraz się z pewnością rozegra krwawa scena polowania. Wielokrotnie widywałem w pyszczku Puszkina ofiary, niejeden raz walczyłem o odebranie mu zdobyczy i choć w końcu stawiałem na swoim, to wiem, jak sprawny i waleczny potrafi być.
Skok! Krótki, ledwie za drzewo. Może trzydzieści centymetrów od Tosi, która przywarła do ziemi. Choć byłem gotów do działania, to nie nie zdążyłem zareagować. Niczego mnie doświadczenie nie nauczyło. Na szczęście nic poza tym skokiem się nie stało. Zaproszenie do zabawy, którego Tosia nie podjęła i Puszkin oddalił się tym swoim kocim krokiem arystokraty.
Siła spokoju
Tosia ma mało doświadczeń z kotami. Zbyt żywiołowa, aby koty były chętne do jakichkolwiek interakcji, wystarczająco ostrożna, by nie nalegać. O ile pamiętam, nigdy się nie zdarzyło nic, co powinno nam włączać żółte światło „uwaga”, kiedy koty mijają yorka, to koty są genialnymi drapieżnikami i określenie „kot domowy” jest jakąś kpiną. A przynajmniej nasze trzy maszyny do zabijania, choć wszystkie wysterylizowane, powinny się obrazić na taką klasyfikację.
Polowanie musi być tak głęboko w kociej naturze, że uzewnętrznia się mocno nawet u naszej najmłodszej kotki – Hanutki. „Nawet”, bo to kot wychowany przez owczarka niemieckiego – zaraz po tym, jak ją nasza Gienia od cycka odstawiła, to trafił pod pysk i furto Miśki. Uosobienie spokoju i wyrozumiałości – dziesięcioletnia wtedy suka przygarnęła kociaka, myła go, pilnowała i pozwalała na harce. Hanutka często sypiała wtulona w długie futro psa, przy pysku albo brzuchu.
Tosia, bywając u nas co jakiś czas na kilka dni, doświadczała tego samego. Spokoju, wyrozumiałości i opiekuńczości dużego psa. I może dlatego teraz musi trochę potrwać, zanim do końca się nauczy postępować Joszkiem. A może po prostu Joszko dorośnie i dojrzeje. Joszko nie miał czasu, aby nauczyć się dobrych zachowań od Miśki. Byli razem zaledwie tydzień.
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:

Słowniczek:
zwierzydła
to: głównie koty, ale inne zwierzaki też mogą się na to określenie załapać