Dostrajanie

Dostrajanie

autor: augustyn

25.03.2017


Mieliśmy gościa. Dziwadło inne takie od innych. Dziwadło, które pozwoliło mi się ze sobą przywitać. I widziałem radość z powodu tego, że się tak wylewnie witam. Mało jest dziwadeł, które potrafią to docenić. Tym bardziej cieszy mnie ta wizyta.

Kindersztuba

Idzie, idzie!

Idzie, idzie!
Moje Dziwadła tym razem też się umiały zachować. Zrozumiały w końcu, że przede wszystkim należy zajmować się mną. Skupić uwagę na mnie, zapewnić mi rozrywki i pieszczoty. Gość jest ważny o tyle, o ile się mną zachwyca, a ten zachwycał bezdyskusyjnie. Rozpoznaję takie rzeczy bezbłędnie. Skoro ja nie jestem spragniony i głodny, to gość na pewno też nie. Po co pytać?
Kiedy już nieco znudzony przyjmowaniem dziwadłowych pokłonów wyszedłem do przedpokoju, okazało się, że nawet zwierzydła dzisiaj jakieś rozgarnięte bardziej. Zamiast uciekać przed moimi pieszczotami, któreś z nich otworzyło główne drzwi wejściowe – niby drzwi, a jednak okno na świat. A tam moja bogata kolekcja trofeów. Wybrałem jedno i wróciłem do salonu, żeby mieć oko na stado.

Przyniosłem

Niosę trofeum

Poświęcenie

Mieliśmy spotkanie z psią behawiorystką. Chcieliśmy skonfrontować nasze (właściwie masuriańskie, ja się podczepiam tylko, jak leniwiec na gałęzi) wyczytane, zasłyszane i intuicyjne metody postępowania z Joszkiem z fachowym spojrzeniem doświadczonego specjalisty.

Starając się przyciągnąć uwagę Joszka, aby dziewczyny mogły spokojnie porozmawiać, a gość mógł nawet coś zanotować, jednocześnie próbowałem nie uronić ani słowa z wiedzy, która pojawiła się w naszym salonie. Skończyło się dla mnie trochę boleśnie, bo Joszko przygryzł kawałek drewienka, którym się bawił. Niefortunnie razem z moim kciukiem. Niby nic wielkiego, paznokieć pozostanie na miejscu, jedynie jakiś krwiak się pod spodem pojawi, ale bolało jak cholera.

Moje Dziwadło, do tej pory prawidłowo bawiące się ze mną przyniesionym trofeum, nagle wydało dziwny dźwięk. Burknięcie jakieś, coś jak „khrurwanaś”, i zaraz potem wstało, odwróciło się i odeszło. Obraziło się? Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem?

Mimo bólu usłyszałem i zastosowałem się do rady, aby w tej sytuacji wstać i odejść na chwilę od Joszka. Nie, nie chciałem go zabić, chodziło o pokazanie, że tak się bawić nie będziemy. Tak mu pokazałem!

Dziwadeł kurza ślepota

Wizyta zakończyła się spacerkiem. Widziałem, że dziwadła są zadowolone, bo z nieba woda nie leciała. Zauważyłem już wcześniej, że brak porządnego futra (ta atrapa na pysku jednego z Dziwadeł to kpina jakaś) przeszkadza im często w życiu. Cóż, rozumiem, nikt nie jest doskonały nawet w części tak, jak ja. Spacerek spokojny, pusto było, może się na dzielnicy rozniosło, że to mój rewir? Tylko w jednym miejscu za ogrodzeniem gardłował jakiś nieznany mi pies. Pobiegłem zobaczyć. Nic specjalnego. Ani on groźny, ani głośny. Ja potrafię lepiej, a nie muszę tego zawsze pokazywać. I tak właśnie teraz milczeniem dałem mu nauczkę. Niech wie.

Na spacerze wiele się wydało. W praktyce co chwilę wyłaziły błędy naszego postępowania z Joszkiem. No dobra, głównie mojego. Wygląda na to, że byliśmy trochę ślepi. Wprawne oko, nawet nieuzbrojone w szkiełko, wyłapywało zachowania niewłaściwe, nieskuteczne i potencjalnie wypaczające psa. Wyjaśnienia były jasne, sensowne, przekonujące, a rady okazywały się skuteczne natychmiast.

Miły, a do tego pouczający spacer.

Jestem niewymagający. Wystarczy mi wyczuwalny zachwyt mną, bym zaangażował się w interakcję z dziwadłami. Smakołyki, które od nich dostaję to oczywiście tylko mało znaczące dodatki. Gość zapunktował u mnie, bo kiedy memu Dziwadłu skończyły się przekąski, to ukradkiem podsuwał mu własne. Udawałem, że tego nie widzę, ale doceniam, doceniam, będę pamiętał… Węszę w tym zmowę, że tylko moje Dziwadła mogą i dają mi coś do jedzenia. Teoria taka, niby spiskowa, ale przecież ja wiem, że tak jest. Mam – bardziej, niż dziwadła – wyczulone zmysły, więc wiem.

Smakołyk

Wstrząśnięty, nie zmieszany

Ela jest świetnym fachowcem, a poznaję to nie po tym, że znam się na układaniu psów, bo się nie znam, lecz po tym, że zachęciła mnie do zmiany postępowania z Joszkiem. A jestem raczej krnąbrnym zwierzęciem, więc to dość zaskakujące. I nie wiem nawet, jak i kiedy tak się stało. Przełknę to, dla dobra Joszka. I wszystkich, którzy będą mieli z nim styczność.


O pomoc można Elę poprosić przez fejsbuka: Kudłata Chata (https://www.facebook.com/kudlatachata/). Kiedy wyjeżdżasz na urlop, Twój pies może też tam znaleźć chwilowy dom.


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze


W jakiś sposób podobne: