
Śniłem
autor: augustyn
12.04.2017
Na starych śmieciach
Zmęczony powrotem z Helu położyłem się spać wcześnie. Źle przykryty marzłem trochę i budziłem się przez pół nocy co parę godzin. Kwadrans po szóstej uznałem, że nie warto kolejny raz zasypiać. Po drodze do toalety widziałem Joszka śpiącego pod drzwiami wejściowymi. Strategicznie wybrane miejsce. Chłód, „widok” na dom, piwnicę, przez małą szybkę w drzwiach także na ulicę. Wycieraczka – posłanie marzeń tornjaka.
Słyszę, że brzęczą kocie miski, więc skracam posiedzenie, przerywam lekturę, odkładam telefon. Dalsze szczegóły może pominę, na koniec ruszam do kuchni. Koty przy miskach, Joszko w progu przodem do mnie. To powitanie, czy fortel „miski poruszały się same – taka aura”?
– Idziemy – mówię i kiwam głową w kierunku drzwi. Rusza niemrawo. Taki stoik niby, łaskę mi robi, że pójdzie i się wypróżni na zewnątrz.
Joszko kroczy ze mną dumny i wyniosły, rozgląda się, wypatrując zmian. Zmian brak – wszystko, jak było przed wyjazdem. Wydaje mi się, że widzę, jak ulga rozluźnia mu grzbiet. Krok staje się lżejszy, swobodniejszy. To tu, to tam podnosi nogę i sika odrobinę. Informacja dla innych psów, kto wrócił na dzielnię.
Nowe
Dochodzimy do naszego osiedlowego rowu, gałęzie z ostatniej wycinki ciągle nie usunięte, Joszko podgryza jedną z nich. Nie zauważa, że w dole, zaledwie kilka metrów od niego siedzi nieruchomo w wodzie para kaczek krzyżówek. Od lat się tu pojawiają, drepczą czasami ulicą, niektórzy sąsiedzi je dokarmiają. Ponoć potrafią głośno się upominać o poczęstunek, jeśli zbyt długo muszą wyczekiwać pod płotem.
Czekam, kiedy Joszko wreszcie je zobaczy. Trwa to dobre pół minuty. Kaczki łypią oczami na nas, ale – pewnie doświadczone – tkwią na wodzie nieporuszone, jak dwie plastikowe atrapy kaczek. W końcu pies je dostrzegł. Uskoczył dwa metry i zaczął burczeć. Spodziewałem się szczekania. Pomyliłem się.
Jak zwykle, nie wziąłem smakołyków, więc muszę sobie radzić perswazją. Jak można się spodziewać, podekscytowany Joszko ma w nosie moje perswadowanie. Tam przecież są zwierzęta jakieś nowe, nigdy niewidziane. Pociągam go lekko smyczą w bok. Idzie łukiem, mając kaczki cały czas na oku. Ustalił sobie bezpieczny dystans i teraz obserwuje. Ja chcę odejść, a on ciągnie w stronę kaczek. Skracam smycz, głaszczę uspokajająco po boku, staję pomiędzy nim a ptakami i powoli odchodzimy. Rów jest poniżej chodnika i kaczki szybko znikają nam z pola widzenia.
Podekscytowanie Joszka nie mija. Skrócił krok, kręci głową, zerka na boki, zapomina się i ciągnie. Każdy dźwięk to spięcie mięśni i uniesienie uszu. Dopiero zejście na łąkę nad jeziorem trochę go wycisza. W pewnym momencie nawet siada na skarpie i zastyga zapatrzony w wodę i miasto na jej drugim końcu.
W drodze powrotnej przypomina sobie o kaczkach i przyspiesza kroku. Ja spowalniam, mówię uspokajająco, zatrzymuję się, aby go pogłaskać po bokach, zmierzwić sierść na końcu grzbietu (żeby nie powiedzieć „na dupie”). Nie jest źle, podchodzimy spokojnie, zatrzymujemy się, ale kiedy sięgam po telefon, żeby zrobić fotkę, ptaki się płoszą i odfruwają kawałek dalej. Teraz Joszko już nie odskoczył, spodziewał się.
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:
