
Paleo canis ventriculus
autor: augustyn
01.04.2017
Źródła
Inspiracją dla tego eksperymentu był wpis na blogu uznanego w środowisku psiarzy autorytetu – Zofii Mrzewińskiej*. Nie tylko jednak – złożyły się na to różne klocki, które od dłuższego czasu przewalały się w nieładzie w mojej głowie. Jestem bardzo mięsożerny – ten typ faceta, który będzie chodził głodny, jeśli główny posiłek dnia będzie jarski. Befsztyk tatarski to moje ulubione danie od bodajże ósmego roku życia. Od dawna też interesowałem się dietą paleo. I w trakcie czytania wpisu wszystko się ładnie poukładało.
Masuriana najpierw mnie zwymyślała, a później, kiedy uświadomiła sobie, jakie to może przynieść plusy dla Joszka, zastrzegła tylko, że nie chce na to patrzeć. Zrozumiałe, kto chciałby na to patrzeć? To już byłoby nienormalne.
Mój pierwszy raz
Uznałem, że zacznę od wołowiny, bo to moje ulubione mięso, a i Joszko jest w nim rozmiłowany. Będzie też bezpieczne smakowo. Później miałyby dojść podroby, które lubię, a których masuriana nie pozwala mi przyrządzać, bo ponoć nie umiem. Czy fakt, że nigdy nie przyrządzałem podrobów, automatycznie oznacza, że nie umiem?
Aby mieć w miarę czysty materiał wyjściowy, pościłem przez około 20 godzin.
Na start wybrałem rozbratel. Pól kilograma pokroiłem na małe kawałki i powoli przeżuwałem. Pycha. Jak się spodziewałem – żadnych sensacji żołądkowych. Proces trawienny przebiega kilkanaście godzin, ale do żołądka potrawy trafiają jedynie na 1 do 5 godzin. Założyłem, że przy pustym żołądku i stosunkowo niewielkiej ilości jedzenia będzie to trwało krótko. Poza tym mięso powinno być tylko nieco nadtrawione – nie ma co zwlekać. Zwrócenie jedzenia po około godzinie przyszło mi łatwo – nigdy nie miałem z tym problemów. Prosto do psiej miski. Ładnie pogryzione, ze śladową ilością żółci. Gotowe do podania.
Więź
Liczyłem, że mięso, będące przez chwilę mną, stanie się elementem wyjątkowej więzi, która zadzierzgnie się między Joszkiem a mną. Okazało się, że pierwszy posiłek pies jadł z takim zapałem, że nawet nie zauważył, jak więź też połknął. Kolejne posiłki będą budować połączenie mnie karmiciela – dostarczyciela pokarmu z zależnym ode mnie Joszkiem.
Karmienie wstępnie przetrawianym pokarmem, oprócz zysków psychologicznych, ma też plusy czysto fizjologiczne. Psie żołądki ewolucyjnie są przystosowane do lepszego trawienia karmy nieświeżej, w trakcie rozkładu, trawienia. Widzieliście na pewno, jak chętnie psy zjadają wymiociny i kupy. To właśnie zew natury, ich przeszłości, krwi. Suchą karmą tylko ich odcinamy od wilczych przodków.
Żałuję, że nie mogę tak karmić Joszka zbyt często. Niestety podrażniony przełyk musi odpocząć pomiędzy kolejnymi podróżami „pod prąd”. Szczególnie ozorki wołowe, jeśli nie są wystarczająco dobrze przeżute lub wcześniej pokrojone na małe kawałki, potrafią boleśnie wracać. Kolejne posiłki i efekty takiego karmienia, jakie zaobserwowaliśmy u Joszka to materiał na inny wpis.
Może za rok, w następny prima aprilis, 1 kwietnia 2018?
* SZCZENIAK W DOMU – BLOG ZOFII MRZEWIŃSKIEJ
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:
