
Opisów spacerów kumulacja, bo teraźniejszości nie możemy dogonić
autor: augustyn
04.04.2017
Popołudnie
Sobotnie popołudnie na naszej zazwyczaj spokojnej ulicy to festiwal szaleństwa. Tak to przynajmniej zapewne wygląda w oczach Joszka. Na ulicy pojawiają się obce samochody, przechodzą obcy ludzie, którzy potrafią czasami o coś nawet zapytać. Pełny chaos i natłok wrażeń. Gorzej może być tylko w niedzielę, kiedy tłumy niecodziennie ubrane i pachnące inaczej ciągną do kościoła.
Skrzypek na chodniku
Już na schodach zobaczył obcego i naprężył smycz gotów do zbiegnięcia w dół po dwa schodki. Ze wszystkich sześciu nie da rady skoczyć. Człowiek przeciętnej postury, poruszający się zwyczajnie, ubrany przeciętnie, nie wydaje się mieć jakąkolwiek cechę, która wzbudziłaby niepokój Joszka. A jednak. Przechadza się, zmienia kierunek ruchu. Dwadzieścia metrów i zwrot. I jest coś jeszcze niepokojącego w nim. Nawet mnie niepokoi.
Nie mogę ustalić, o co chodzi. Chodzi. Chodzi człowiek i … wiem! Skrzypi butami! Sobotni skrzypek z ulicy Królowej Marysieńki.
Żeby nie eskalować podniecenia psa, staram się zachowywać normalnie, spokojnie. Otwieram bramkę i Joszko robi susa w stronę przechodnia po drugiej stronie ulicy.
Jest na smyczy, więc za daleko nie pobiegnie. Zachodzę go z przodu. Kucam i przytrzymuję, ograniczam z boków, żeby mnie nie ominął. Staram się zwrócić na siebie jego uwagę, mając twarz na wysokości jego pyska i przy okazji przytrzymywania drapiąc po bokach. Mówię spokojnie, poruszam się wolno. Obróciłem się tyłem do przyczyny joszkowego podniecenia, czym chyba sygnalizuję jej małość, nieważność.
Strategia działa. Joszko już tylko z ukosa zerka na człowieka, ale się nie wyrywa do niego.
– Dobry pies. Bardzo dobry pies. – chwalę go, wstając powoli.
– Idziemy – pociągam lekko smycz i odchodzimy bez ekscesów. Hurra, hura.
Zerkam do tyłu, człowieka dawno nie ma. Przyjmijmy jednak, że to mój sukces. Nasz sukces.
Innymi razy. Typowo.
Joszko, jak zwykle cierpliwie czeka, aż mu założę obrożę, przypnę smycz, ubiorę się. Pierwsze kroki też takie nieco od niechcenia. Prawie, jak za malutkiego szczeniaka, kiedy trzeba go było wypychać z domu. Rozgląda się, dostojnie schodzi schodami, rusza ulicą. Jeśli nikogo nie ma w zasięgu wzroku bądź słuchu.
Innym razem. Dublet Dziwadeł.
Joszko, jak zwykle, kiedy wychodzimy we trójkę, jest bardzo podekscytowany. Parę metrów po chodniku i już skacze na mnie z ekscytacji. Szybki obrót, żeby łapami trafił na plecy, czasami go doraźnie zniechęca. Tak, jak teraz.
Jak zaimponować mężczyźnie
Joszko biegnie przy nodze masuriany, a każde zerknięcie w górę to nagroda w postaci jakiegoś smakołyku. Pies jest tak gorliwy, że ledwie można nadążyć z nagradzaniem. Spieszy się, szybko przebiera nogami, ale, żeby nie iść zbyt szybko, stawia małe kroczki. Drobi jak pekińczyk. Bez urazy – pekińczyki nie mają innej możliwości, Joszko ma.
Masuriana często zmienia kierunek, zatrzymuje się, rusza. Nagradza psa za utrzymywanie uwagi. A jest za co – imponujące. Wiele pracy przede mną, bo niestety nie da się żerować na wypracowanych przez masurianę zachowaniach. Joszko wie, po kim czego może się spodziewać i ja nie oferuję mu wystarczająco atrakcyjnych, pewnych i częstych nagród, żeby chciało mu się starać. Nie ma wyjścia, trzeba się przyłożyć, i to od początku. A ktoś radził, żeby kupić sobie pytona zamiast psa. Posłuszniejsze są.
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:
