
Hel – urlopu dzień drugi
autor: augustyn
07.04.2017
Promenada
Tym razem spacer zaczęliśmy od zaplanowanego z mapą w dłoni (uhm, nawet w naszym wieku można się uczyć na błędach) spaceru opłotkami Helu. Przy dworcu kolejowym, wzdłuż portu, promenadą. Pusto, szeroko, bardzo przyjemnie, Joszko nie ma rozpraszaczy. Prawie.
Przez żołądek
W czas skupiona na masurianie (i smakołykach oczywiście) uwaga Joszka skutecznie zmniejszyła jego zainteresowanie przechodzącą rodziną z dziećmi. Może nie do końca, bo strzygł oczami (skoro uszami można, to i oczami też), kiedy tylko mógł. Joszko. Siad. Joszko. Patrz. Wszystkie bezpieczne hasła zadziałały tym razem. Smakołyki były najważniejsze. Do mózgu psa przez żołądek. Skąd ja to znam?
Ludzie minęli nas, zerkając na Joszka.
– Zobacz, jaki grzeczny, czysty piesek – kobieta wyedukowała swoje dziecię.
Sierść Joszka jest w zasadzie samoczyszcząca, więc jako element wychowawczy dla dziecka niespecjalnie się powinna sprawdzić. Chyba że zakładamy szeroką, odgórną ignorancję i lecimy banalnym: „Patrz, nawet pies jest czystszy od ciebie”. Tego nie wiem, odeszli za daleko i nie słyszałem reszty rozmowy. A może to była tylko niewinna życzliwa uwaga? Nie wiem, więc sobie bezkarnie pozmyślam.
Ścieżka edukacyjna w Nadmorskim Parku Krajobrazowym jest rzeczywiście ścieżką, Wąska, nie ma gdzie się za bardzo usunąć, więc od kamienia pomnika „początku Polski” przebieramy Joszka za Hannibala Lectera.
Dzisiaj więcej ludzi się kręci po plaży, więc nie puszczamy Joszka luzem. Grupka sześciu młodych ludzi chyba prowadzi jakieś badania na plaży. Mają w dłoniach coś w rodzaju kijków i dyskutują o czymś. Studenci? Jedna z dziewczyn ma naręcze patyków. Zaczynają je ustawiać w linii. Wtyczać. Od najbliższego. Oby we własnej dziedzinie mieli więcej wyobraźni i myślenie szło im lepiej. Ależ wrednie krytyczny dzisiaj jestem. Może lepiej skończę dziś tę opowieść.
Wracając, zajrzałem do jakiejś betonowej wieży, strażniczej kiedyś, z której teraz nic nie widać, bo las urósł. Przez prawdziwy, szary, znojnie codzienny, niefasadowy Hel wróciliśmy na kwaterę.
Parzystokopytne
Joszko siknął na pierwsze drzewo od wyjścia. Zrobił dwa kroki i zamarł. Spacer dziesięciometrowy. Nowość. Joszko pilnuje się nas mocno, to zrozumiałe, ale czy to trzymanie się spódnicy to już nie patologia? Trzeba będzie popracować nad tym. Znaczy się, ja będę musiał mocniej popracować.
Późnym wieczorem, blisko północy wychodzimy jeszcze raz, razem, żeby się upewnić, że ten upór psa to tylko ze mną się zdarza. Tak, tylko ze mną. Teraz Joszko maszeruje zupełnie normalnie. Do czasu.
Do czasu, aż gdzieś w mroku mignęła nam przebiegająca postać jelonka, sarenki. Zbyt daleko i w ciemności. Nie byłem w stanie rozpoznać. Joszko zbystrzał, rozkrzyczał się i omal nie wyrwał mi ręki z barku.
Z drugiej strony mignęło drugie zwierzę. Joszko węszy, rozgląda się, drze po nocy, nie jesteśmy w stanie go uspokoić, wyciszyć. Przesuwamy się, byle dalej od domów. Ludzie śpią przecież.
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:
