
Halny na Helu – dzień trzeci – Joszko movie #6
autor: augustyn
08.04.2017
Wieje
Zdecydowaliśmy się dzisiaj na wycieczkę zmotoryzowaną. Mocno wieje, nie wiadomo, co przywieje. Mimo fortelu, który zastosowaliśmy, Joszko wyczuł, że będzie wsiadanie do auta. Zamurowało go na długość smyczy od drzwi samochodu.
Trzeba w końcu sprawdzić, czy to nie jest choroba lokomocyjna w jakiejś łagodnej postaci. Dyskomfort, który Joszka tak negatywnie nastawia do jazdy samochodem. W gruncie rzeczy, w czasie jazdy on sprawia wrażenie całkiem zadowolonego. Jest tylko problem z wejściem i początkowy niepokój, ślinienie. Później jest bezproblemowo. A może to rezygnacja?
Don’t parking on the side of the road
Kręcimy się bocznymi uliczkami Juraty i Jastarni, ale nigdzie nie widać jakiegoś miejsca parkingowego i dojścia do plaży, morza. W paru miejscach za to stoją tablice z napisem: „Don’t parking on the side of the road”. Gdzieniegdzie widać skreślone „ing”. Wreszcie w Kuźnicy zjeżdżamy nad brzeg Zatoki Gdańskiej. Łodzie, słupki, wysuszone wodorosty, umocnione narzutowymi kamieniami nadbrzeże. Plaża bardziej rybacka niż turystyczna. Dla turystów chodnik, spacerniak powyżej nadbrzeża, wzdłuż szosy. My ruszamy po piasku, nad samym brzegiem.
Inna strona nadmorskich kurortów. Rybactwo. Resztki, choć świeże, to jednak resztki z połowów. Rybie łby, pióra i kości ptaków, które się chyba zaplątały w sieci. Zgnilizna i rozkład. To wszystko generowało wonną ucztę dla nosa Joszka. I podwyższenie naszej uwagi, żeby pies nie przeszedł od wąchania do konsumowania. Piękne miejsce, ale nie do końca idealne na spacer z psem.
Tyle w zatoce, może da się tu jakoś przebić między domami na północ, do otwartego morza? Jesteśmy w dość wąskim miejscy półwyspu. Wchodzimy w uliczki Kuźnicy po drugiej stronie szosy. Idziemy wzdłuż torów, w końcu trafiamy na wejście nr 36.
Bałtyk, otwarte morze
Może nie wiecie, ale plaże Bałtyku, kiedy wieje halny są skrajnie niebezpieczne. Fala powrotna, cofka, mówi Wam to coś? Jako że ja jestem nieodpowiedzialnym durnym tumanem, który bagatelizował dziś to zjawisko, Joszko musiał wysłuchać pogadanki od masuriany. Po tym nie miał już tej szczerej, naturalnej chęci do szaleństw w wodzie, którą widzieliśmy przy pierwszym spotkaniu z morzem. Spuszczony z uwięzi był ostrożny, pobiegał chwilę, mocząc łapy zaledwie po kostki, a później bawił się patykami na plaży. Też niewłaściwymi, ale ciii, nie mówcie masurianie.
Komentarze
Kategorie:
