Dzień czwarty – do dwóch razy sztuka – Joszko movie #7

Dzień czwarty – do dwóch razy sztuka – Joszko movie #7

autor: augustyn

09.04.2017


Kłębi się w mnie coś. Zmienia czasami z sekundy na sekundę. A czasami trzyma nie wiedzieć czemu. Może to z niewyspania? Od paru dni prawie nie śpię w dzień. A ja potrzebuję drzemek w ciągu dnia, zupełnie, jak moje szorstkie Dziwadło.
Nie muszę, ale skoro Dziwadłu się chce, to mogę wyjść. To ważniejsze Dziwadło śpi jeszcze, ale słyszę, jak powarkuje przez sen, więc musi spać mocno, nie zniknie, nie ucieknie. No i jest dzień, widać wszystko, zaryzykuję.

Huśtawka uczuć

Już to spokojny, robię dwa kroki, zobaczę ruch jakiś w dole gdzieś i czuję przymus sprawdzenia, odgonienia. A Dziwadło mnie od tego próbuje odwodzić. Żeby chociaż miało jakieś argumenty. Te, które do pyska włożyć można. A to nic, gada i głaszcze tylko, drapie, mruczy.

Poranne wyjścia były raczej zwyczajne, ale tym razem jest inaczej. Joszko dostrzegł, że przez okienko z pomieszczeń w suterenie domu ktoś nas „podgląda”. Niewiele było widać, trochę ruchu, odbicia w szkle. Wystarczyło. Łapy rozstawione szeroko, łeb wyciągnięty do przodu, smycz naprężona, gotowy do skoku warczy i zbiera się do szczekania.

Wspinam się po tej naprężonej smyczy, żeby trafić pomiędzy Joszka i źródło niepokoju. Jak zwykle zapomniałem smakołyków, więc muszę zmobilizować cały swój arsenał lizusostwa i sposobów na to, aby zainteresował się mną. Nie jestem w tym zbyt dobry, więc kończy się wprowadzeniem rozwiązania pseudosiłowego. Ciągle mam przewagę masy, więc powoli przesuwamy się w miejsce, gdzie nie widać tego okienka, dalej i dalej, aż Joszko zaczyna iść w miarę normalnie.

Cisza jest jakaś podejrzana. Inna niż w domu. Jakieś dźwięki nierozpoznane. I to coś, czego Dziwadło nie pozwoliło mi sprawdzić. To się pewnie ciągle tam rusza. Nie wiadomo, co knuje.

Prawie wolny

Jednak cały dalszy spacer to bardziej ucieczka od śledzących Joszka oczu niewidzialnego wroga niż miła poranna przechadzka. Dobry kwadrans gwałtownych ruchów głowy, zerknięć do tyłu, naprężania smyczy. Mego gadania. Na przemian: „hamuj” i „dobry pies”, kiedy nie ciągnie. Na szczęście rozluźnił się na tyle, że opróżnił i pęcherz i jelito grube. Funkcjonalnie spacer był udany.

Góra Szwedów

Wzgórze takie, nie stos szwedzkich turystów.

Na Górze Szwedów

Aby zmyć hańbę pobłądzenia w pierwszym dniu urlopu, podjęliśmy kolejną próbę przejścia przez las do Bałtyku. Teoretycznie najkrótszą stąd drogą do otwartego morza. Zaledwie 800 merów.

Zaufanie. Trzeba mieć zaufanie do Dziwadeł. Ograniczone zaufanie. Kiedy idziemy przez las, mam oba na oku. Nie odchodzę za daleko, bo gotowe się zgubić. Czuję zapach dzikich zwierzydeł, od czasu do czasu pojawiają się niepokojące, niepasujące do otoczenia elementy, które trzeba ostrożnie obejść, obwąchać i testowo obszczekać. Bardzo edukacyjna wycieczka.

Joszko biega luzem, kiedy idziemy przez las. Od czasu do czasu poburkuje na betonowe resztki fortyfikacji, które tu i ówdzie wyrastają pośród sosenek. Podchodzi ostrożnie, gdzie się da, zagląda do środka. Może leżą tam jakieś gnijące resztki jedzenia, bo śmieci walają się wszędzie – ludzi mają chyba zamiłowanie do śmietników. Lubią w nich biesiadować, spacerować. Czują się bardziej swojsko? Jak w domu? To jak oni mieszkają?

Dziwadła, obce dziwadła! Ale mam dzisiaj farta! Ej, no, nie zapinaj, po co? No i po zabawie. Wredne szorstkie, włochate Dziwadło.

Spotkaliśmy grupkę turystów wędrujących od Helu do Juraty. Ambitnie. Omal nas nie zawstydzili. Zachowywali się spokojnie, życzliwie. Joszko radośnie rwał się do nich, mężczyzna nawet zachęcał do puszczenia go, ale ja wiedziałem, że skończy się to w najlepszym razie pobrudzeniem ubrania. W każdym razie wyraźnie widać, jak bardzo zachowanie ludzi wpływa na stosunek do nich psa. Puściliśmy ich przodem a później, z Joszkiem na taśmie ruszyliśmy dalej, częściowo ich śladem.

Szliśmy, aż po skręceniu w prawo delikatną przecinką, po kilkudziesięciu metrach poczuliśmy smak zwycięstwa. Z lewej strony różnymi odcieniami czerwieni mieniła się nieczynna, kiedyś automatyczna, latarnia morska na Górze Szwedów.

Powrót do raju

Jest, jest! Znowu w raju! Lecę!

Joszko i morze

Piękna, szeroka plaża. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w zasięgu wzroku, puszczamy Joszka luzem. Szczęśliwego Joszka.

Zabawy na plaży, zabawy w wodzie, bieganie, kopanie. Joszko często, biegając, chłepcze wodę. Nie przeszkadza mu, że jest słona? Mamy ze sobą baniaczek ze słodką w poidle dla psa, ale Joszko chętnie spożywa obie. Co tam słowa, zobaczcie sami:

Z poradnika turysty

Ważna porada turystyczna nr 1: termiczne kubki z kawą nie powinny być wkładane do plecaka razem z zapiaszczonymi akcesoriami psa, bo kawa z piaskiem smakuje gorzej niż bez piasku.

Ważna porada turystyczna nr 2: Plecaki zwykle mają boczne kieszenie, które świetnie się nadają do noszenia kubków termicznych z kawą. Zgadliście – dzięki temu kawa jest bez piasku.

To moje najważniejsze odkrycie tego urlopu.


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze


W jakiś sposób podobne: