
Sam na sam z tornjakiem, czyli Joszko movie #13
autor: augustyn
07.06.2017
Zdecydowaliśmy (tak sobie schlebiam, że miałem udział w decyzji – masuriana zdecydowała), że na czas tygodniowego wyjazdu Joszko będzie karmiony suchą karmą. Bardzo to słuszna koncepcja, bo leniwy jestem. Zjada je chętnie (choć on właściwie wszystko zjada chętnie), ale gdzie takiemu suchemu do wcześniejszego „barfa à la Joszko”?
Ciekawe, kiedy zniszczy drewnianą szafeczkę nocną, gdy nikt nie będzie patrzył. Albo i będzie patrzył, ale nie zdąży zareagować, kiedy na ziemię upadać będzie ta śliczna lampka nocna, na którą masuriania czekała tyle miesięcy?
Czwarta dziesięć. Nie mam mowy. Nie wstaję. Idź spać. Przewracam się na lewy bok i zakrywam razem z głową, bo przypuszczam, że Joszko przyczłapie zaraz z drugiej strony. Wlezie wtedy na łóżko, a ja będę udawał, że tego nie widzę. Sądząc po dźwiękach, kiedy budzi, jego chód jest powolny, powłóczysty. Słychać w nim rozczarowanie, zniechęcenie, beznadzieję, smutek. Chce mnie wziąć na litość? Nieee. Zbyt dumny jest. A może po prostu jeszcze nie umie?
Nuda
Łatwo i szybko zasypiam, ale też łatwo potrafię się obudzić, kiedy trzeba. Czuję, że wlazł na łóżko. Chyba spałem w międzyczasie. Nie jestem pewien. Dokładnej kontroli drzemek nie opanowałem jeszcze. Nie sprawdzam, udaję, że śpię i o niczym nie wiem. Nie budzi mnie, wierci się, pewne układa. A niech śpi, przecież ja o niczym nie wiem.
Zasnąłem! Na pewno spałem, bo zaskoczyło mnie to, że Joszko wlazł na mnie. Dopiero po sekundzie przypomniałem sobie, że był na łóżku już wcześniej. Dobra, wstaję, dość tych przepychanek. Siadam na łóżku. Dynamicznie, jak mi się zdaje. Chcę zrobić wrażenie na Joszku. Zdecydowanie i pewność siebie to podstawa.
– Zejdź. – wskazuję ręką i palcem podłogę, a pies natychmiast schodzi. Tylko po co ten palec? Czy on w czymś pomaga? Szpiczasty koniec? Nie wystarczyłaby ręka z otwartą dłonią? A co to za różnica? Kurcze, jakie poranne dylematy…
A kapcie na miejscu!
Ooo, kapcie na miejscu. Jaka miła niespodzianka. Wychodzę do korytarza i mina mi rzednie. Dywan wyścielony papierem toaletowym. Joszko robił tak kiedyś, ale od paru miesięcy był spokój. Dopiero przedwczoraj znowu rozpracował rolkę, ale to była końcówka tylko. Dziś wziął się za nową, zawieszoną wczoraj. Trudno, trzeba będzie znowu chować.
Jak na nową rolkę to trochę mało tych strzępków. Ruszam w obchód w poszukiwaniu reszty. Pokój, kuchnia, łazienka, sypialnia. Parę kawałków jest, ale to na pewno nie całość. Gdzie się zadziała* reszta? Zjadł? Niewykluczone. Pewnego razu na spacerze widziałem, jak pożarł kawałek folii znalezionej w trawie. Z czego on ma żołądek?
Nie zawsze człowiek chodzi wyprostowany
A po spacerze obowiązki. Trzeba zebrać efekt zabawy Joszka. W takich jego zachowaniach nie ma złości. Widziałem to wielokrotnie. To mu musi sprawiać przyjemność. Z radością bądź od niechcenia dzieli różne rzeczy na mniejsze kawałki. Chwyta przednimi zębami, przydeptuje łapą i pociąga, czasami, jeśli materia stawia opór, albo ma taki kaprys – szarpnie, i wypluwa nowo powstały kawałek. Aż miło popatrzeć. Proszę, oto przed Państwem siedmiomiesięczny Joszko i reklamówka:
Później niestety trzeba to posprzątać. Pozbierać większe kawałki – odkurzacz ich nie wciągnie. A raczej wciągnie, zatka się i spłonie z wysiłku i złości. Więc** zbieram. Asystent Joszko sprawdza, czy robię to wystarczające dokładnie. Człapie przy mnie z pyskiem kilkanaście centymetrów od mojej ręki. Krótkowidz?
Dużo tego, po jakimś czasie dopada go nuda, więc zaczyna mnie zaczepiać. Podgryza rękę, podkrada kawałki papieru, przeżuwa i wypluwa. Ignorując go, zgięty w pół przesuwam się metodycznie tam, gdzie akurat nie stoi Joszko.
Od czasu, kiedy zauważył, że nie ma masuriany, stał się bardziej czujny. Stara się towarzyszyć mi w każdej czynności. Łazi nawet z jednego końca pomieszczenia w drugie. Zawsze się angażował w nasze działania, ale teraz to zaangażowanie stało się zauważalnie mocniejsze. Bliższe? Tęskni, boi się, że ja też zniknę? No tak, żarcie jest przecież niedostępne, zamknięte.
* Tak – zadziała, czyli zapodziała, zgubiła, znikła – bo to jest poprawne, choć nieco przestarzałe znaczenie, a nie błędnie używane, modne ostatnio w wypowiedziach pseudodziennikarzy i celebrytów „zadziało” w zastępstwie dla zdarzyło, przytrafiło, odbyło, wydarzyło. Brrr. Strasznie mnie mierzi, kiedy tak mówią ludzie, którzy „żyją z języka”. Jedno z wielu źródeł: http://sjp.pwn.pl/slowniki/zadziało.html
** Skoro już do poprawności językowej dziś się przyczepiłem. Tak – można zaczynać zdanie od „więc” – w szczególnych wypadkach. Nauczki w szkole są uproszczeniem. Jak wiele „wiedzy” przekazywanej w szkole. Nie wierzycie? Proszę: https://www.youtube.com/watch?v=YVUpEkEtfbA
Komentarze
Kategorie:
