Wytropić, dopaść, zabić, czyli Joszko movie #17

Wytropić, dopaść, zabić, czyli Joszko movie #17

autor: augustyn

25.07.2017


Tak, nie jestem psem polującym, myśliwskim. Stróżuję. Czuwam, obserwuję, zapamiętuję, opiekuję się, dbam o bezpieczeństwo. Mam swój rewir, wiem, gdzie jestem u siebie. A co mam zrobić, kiedy w rewirze pojawia się obcy? Zuchwały, głośny, panoszący się wszędzie. Mam tylko alarmować?

Trop

Poranna audiencja tronowa inaczej

Zazwyczaj Joszko przychodzi po poranną porcję pieszczot, drapania, czochrania, głaskania. Czasami rytualnie się ze mną przekomarza, otwierając kosz na brudne ubrania. Uchyla go nosem i czeka, aż go „skarcę”.

– Nie wolno, zostaw – mówię bez specjalnego przekonania, ale staram się, aby jednak brzmiało prawdziwie. On zabiera nos, klapa kosza opada i coś wyziera z psich oczu. Ciągle nie wiem, co. Duma, kpina, zwykła radość. Nie wiem, brakuje mi chyba jednak międzygatunkowej empatii.

Dzisiaj rytuał się odbył, ale w pospiechu. Joszko był niespokojny, podekscytowany lekko, pobudzony.

Joszko zagląda na parapet

Słyszę to! Jest na pewno w pobliżu. Znajdę i zatłukę gada. Powiedziałbym „wyrwę chwasta”, ale to robię na zewnątrz. Bezczelnie i irytująco głośny. Przecież o tej porze niektórzy śpią. Wrrrgh, wrrh! Huam! Cicho tam! Tam gdzieś w górze.

Zainteresował się muchą opukująca szybę okna. Nie widzę, bo zasłania mi jakiś krzak stojący na parapecie, ale po stylu rozpoznaję tzw. robacznicę – zwierzę, które nauczyłem się rozpoznawać i tropić jeszcze będąc dzieckiem. Teraz uczy się Joszko. Mocno go ta mucha musi irytować, bo szarpie głową, zamiast nią kręcić, podryguje, zamiast skakać, szura, zamiast chodzić, a chwilami zastyga wpatrzony w jasną taflę okna. Za krzakiem… Powarkuje więc i poszczekuje cicho.

Joszko oparty na parapecie

Jest! Jest! Jest… za wysoko. Dlaczego nie urosłem większy? Nie szkodzi, zmienię taktykę. Widzę Cię, poczekam, popełnisz błąd i wtedy cię dopadnę. To nie potrwa długo.

Zachowanie muchy klasyczne, autodestrukcyjne, jakby szukała śmierci, choćby z wycieńczenia. To walenie w szybę, wciąż nieskuteczne. Niewielki, ale irytujący hałas, drażniące bzyczenie. Jej upór, igranie z niebezpieczeństwem. Gdyby jednak mucha była większa, miała „myślące” oczy, gdybyśmy ją traktowali jak fajnego, przytulaśnego zwierzaka, a nie natrętnego owada, to inaczej ocenialibyśmy jej zachowanie. Czy nie opisywalibyśmy go jako odważne, brawurowe? A może lepiej nierozsądne, głupie? Tak często mylimy odwagę ze zwykłą głupotą i brakiem wyobraźni.

I to przeraźliwe bzyczenie. Zaczynam szczerze kibicować Joszkowi. Który zamarł oparty wyprostowanymi łapami o parapet, odchylony i czujnie wpatrzony w miotającego się w oknie owada.

Czekam. Jestem niewyobrażalnie cierpliwy. Wiem, że się doczekam. Po to właśnie czekam. Jest! Mam! Nie mam. Mam! Jest! Nie bzyczy! Bzyczy…

Szybka akcja z kłapaniem i rozpychaniem łapami na parapecie niestety nieudana. Efekt – wyśliniona, upaćkana szyba i poprzestawiane doniczki. Byłem czujny i gotowy je łapać w razie potrzeby, ale kto wie, czy bym zdążył. Siedzę raptem jakiś metr od okna, jednak z portkami na kostkach, więc na dwoje babka wróżyła… Wychylam się i poprawiam tę donicę, która kołysze się na krawędzi. Krzaczek…

Dobra. Drugie podejście. Znam już twój sposób poruszania się, dostrzegłem schemat. Wiem, jak cię dopaść. Jesteś przewidywalna, wtórna, nie masz szans. Minuty, nie… sekundy twojego życia są policzone…
I załatwione.

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze


W jakiś sposób podobne: