Lucek

Lucek

autor: augustyn

28.07.2017


Kiedy podchodzi się do ogrodzenia i patrzy na wprost, to samych prętów nawet się nie dostrzega. Kiedy jednak obraca się głowę i patrzy w bok, okazuje się, że widok przesłania stalowa ściana. Oznacza to, że stoi się zbyt blisko. Trzeba odsunąć się o pół kroku, może krok. Wtedy spoza ażurowej przesłony ukaże nam się lekko tylko niewyraźny świat.

Właściwy pies we właściwym miejscu

Joszko na straży

Joszko wie, gdzie stanąć, aby przez bramę zobaczyć podwórko po drugiej stronie ulicy prostopadłej do naszej. Po prawej, za skrzyżowaniem w kształcie litery T.

Co jakiś czas pojawia się tam życie. Mam na myśli zwierzęta wyższe, bo rośliny i tzw. organizmy niższe są chyba cały czas. Życie jest ekspansywne, natury nie tak łatwo się pozbyć.

Życie, które interesuje Joszka, zwie się Lucek i cztery ma łapki. Znacznie krótsze od joszkowych, ale to nieistotny drobiazg. Dla nich obu. Nie wiem, czy ustalili to już w czasie sporadycznych pokrzykiwań brama do bramy. To niewiele ponad sto metrów. Nie wiem, co sobie komunikowali, Joszko pewnie wie, niech sam powie.

Nie wypatruję go codziennie, bo bywa nieregularnie. Czasem sobie gadamy. O czym? To nasza sprawa. Wścibskie małpy chciałyby wszystko wiedzieć. A niektórym to nawet się wydaje, że już wszystko wiedzą. Arogancka ignorancja dziwadeł całkiem oderwanych od życia.

Uwarunkowanie na bezpieczeństwo

Aż któregoś dnia Joszko miał okazję poznać właścicielkę Lucka. Osobę, która nie przestraszyła się jego gabarytów i cieszyła okazywaną na dwóch łapach, ubłoconą po harcach na łące, radością poznania. I zaprosiła na swoje podwórko, aby spotkał się nos w nos i pobawił z Luckiem.

Z Luckiem

Cześć. Czekaj chwilę, malutki jesteś, to sprawdzę najpierw, czy jest bezpiecznie. Pobawimy się później.

Po kilku niuchnięciach Joszko zignorował psiaka i ruszył na obchód nowego miejsca. Sprawdził całe podwórko, wszystkie zakamarki, zaułki, zasięg ogrodzenia i kiedy uznał, że wszystko gra wrócił do nas i Lucka. Nie miał niestety zbyt dużo czasu, aby się z nowym kolega wyszaleć, bo spieszyliśmy się na wojnę. A konkretnie to wybieraliśmy się na bitwę czołgów. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że na wojnę lepiej się nie spóźniać. O tym, jak wspaniale nam się ten wyjazd poukładał, pisałem we wpisie „Obcy”.

Każdy sobie radzi, jak może


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze


W jakiś sposób podobne: